czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 18.

 Karina

Cholerny ból głowy! Najgorszy z najgorszych problemów po imprezach. Westchnęłam. Pomacałam ręką stolik nocny z nadzieją, że znajdę tam choćby butelkę wody. Nic! Przewróciłam się na plecy. Z trudem otworzyłam oczy. Sufit wydawał się taki interesujący.  Z każdą następną minutą ból był coraz bardziej nie do wytrzymania. Zrezygnowana wstałam. Chwiejnym krokiem wyszłam na korytarz i poszłam na pokład. Wzięłam butelkę wody i opróżniła ją na miejscu. Popatrzałam na lodówkę w której stały butelki z zimną wodą. Otworzyłam ją i wzięłam dwie na zapas. Wróciłam do siebie. Napiłam się i po chwili znowu leżałam w łóżku. Zamknęłam oczy. W mojej głowie pojawiły się obrazy z wczorajszej imprezy. Skrzywiłam się. Jak ja mogłam to zrobić?! Przecież to go zraniło?! I to bardzo.. Jedna, jedyna, mała łza spłynęła mi po policzku. Muszę z kimś pogadać. Spojrzałam na zegar. 11:27. Kto może już nie spać? Ehh.. Śmieszne pytanie..
Beznadzieja.
Alee.. Czemu nie spróbować. Najwyżej mnie znienawidzą. Podeszłam do drzwi. Już miałam wychodzić gdy.. Odwróciłam się i wzięłam wodę. Może się przydać. Otworzyłam drzwi i poszłam w kierunku drzwi kajuty Michael'a. Cicho otworzyłam drzwi. Zielonowłosy smacznie spał zawinięty w kołdrę. Postawiłam butelkę wody na stoliku i położyłam się obok niego. Zabrałam mu trochę kołdry i się nią przykryłam. Clifford ani drgnął. Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową. Chyba zbyt szybko uświadomiłam sobie, że.. Michael jest goły. Usłyszałam cichy chichot. 
-Co tu robisz??-zapytał chrapliwym głosem. 
Spojrzałam na niego. 
-Muszę z kimś pogadać. 
-Stało się coś??-pogładził moje włosy. 
-Tak jakby.. 
-Opowiadaj.
-Ja tego nie chciałam.. To było przez przypadek.. Wypiliśmy trochę za dużo alkoholu.. 
-Karina-spoważniał-O co chodzi?
Usiadł. Uniósł mój podbródek żebym na niego spojrzałam. 
-No mów.. 
To było mega trudne.. 
-Noo..?
W końcu zebrałam się w sobie.
-Pocałowałam Ash'a. 
-Co?-nie dowierzał.
-Ja nie.. Nie chciałam..-zająkałam się. 
Przyciągnął mnie do siebie. 
-Luke o tym wie??
-Jakaś laska mu o tym powiedziała..
Pokręciła głową. 
-Michael ja tego nie chciałam.. Zależy mi na Hemmings'ie! Bardzo! Ash.. Ashton to.. Przyjaciel. Powiedział mi, że chce czegoś więcej, ale i tak to tylko mój przyjaciel! 
-Jak to sie stało?
-Po tym jak wróciliście z zaplecza Ash wziął mnie do tańca. Potem poszliśmy po drinka i znowu na parkiet. I w tedy..  
Spuściłam głowę. 
-Czuję się okropnie. 
-Hemmo uwierzył tej lasce?
-Nie jestem pewna, ale.. Chyba tak. 
Zacisnął wargi. 
-Może nie będzie tego pamiętał.
-Wątpię. 
Położył się. Złapał mnie za łokieć i zamknął w objęciach. 
-Muszę z nim pogadać. 
-Musisz, ale teraz..-ziewnął-Śpij. 
Pocałował mnie w czoło i spał. Też próbowała zasnąć, ale nie za bardzo mi to szło. Świadomość, że leżałam z nagim Mikey'em w łóżku też nie pomagała. Cóż, był moim przyjaciele, ale nie przesadzajmy. Chciałam wstać, ale było to nie możliwe. Zdesperowana położyłam głowę na jego piersi i zasnęłam.

-Michael?
Cisza. Otworzyłam oczy. Nie było go w łóżku. Przeczesałam włosy. Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Założyłam podartą koszulkę Clifford'a, ostatni raz rozejrzałam się po pokoju i poszłam na pokład. Było zadziwiająco zimna. Potarłam rękoma o ramiona.
-Ej, widziałaś Mikey'a??-zapytałam Kendall.
-Emm.. Tak! Widziałam jak szedł do Hemmings'a.
Cholera! Cholera! Cholera!
-Stało się coś??-dopytywała.
-Niee-uśmiechnęłam się- Co na obiad? A raczej kolacje?
-Coś lekkiego.
Kiwnęłam głową i poszłam po jakiś owoc. Po drodze minęłam kapitana.
-Za moment wypływamy z portu-oznajmił-Wszyscy są??
-Nie ma Michael'a i Luke'a-odparł Niall.
Wgryzłam się w jabłko.
-W takim razie powiadomcie mnie gdy wrócą..
-Już idą!-przerwała mu Viola.
Podeszłam do barierki. Miała racje. Chłopaki szli w stronę jachtu w eskorcie 4 ochroniarzy. Ugryzłam po raz ostatni jabłko. 'Eleganckim' ruchem wyrzuciłam je za burtę i poszłam do swojej kajuty. 'Muszę się ogarnąć'. Zamknęłam drzwi na klucz. Weszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic.  Drugi w ciągu 10 minut, ale kto bogatemu zabroni? Mokre włosy związałam w koka i zmyłam resztki rozmytego juz makijażu. Owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do walizki. Wyjęłam z niej ciuchy:
Wzięłam telefon. Napisałam szybkiego sms'a do taty z pytaniem co u Sary i dziecka.
Pukanie do drzwi.
-Tak?
-Mogę?-powiedział Ash.
Bożee..  Dlaczego obdarzyłeś mnie taką urodą?!
-Jasne, wchodź-uśmiechnęłam się.
Zamknął drzwi. Usiadłam na łóżku i czekałam aż coś powie.
-Ehh.. Chciałem pogadać.
Kiwnęłam głową.
-Pewnie.. Nie czujesz się dobrze ze świadomością tego co się stało..-zaczął-Szczerze to bardzo chciałem to zrobić, a fakt, że byliśmy pod wpływem tylko mi pomógł.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Chciałem się przekonać czy coś do ciebie czuję.
Bałam się zadać kolejne pytanie.
-I coo, stwierdziłeś?-zapytałam dotykając sygnetu na moim palcu.
Uniósł głowę.
-Ii.. Jednak coś do ciebie czuję.
Szlag.
-Ale wiem, że jest coś między tobą, a Hemmo, więc.. Z bólem przyszedłem zapytać cię czy możemy zostać..-zamilkł.
-Przyjaciółmi?
-Tak. Chciałbym być twoim przyjacielem tak jak Clifford.
Uśmiechnęłam sie.
-Nie będziesz dla mnie Michael'em tylko Ash'em. Ashton'em Irwin'em. Kolesiem, który lizał mnie na imprezie, a potem stał się moim przyjacielem.
Podeszłam do niego, a on mnie przytulił. Położyłam głowę na jego piersi.
-Wow! To nie było takie trudne-zaśmiał się.
Też zaczęłam się śmiać.
-Gdy kiedyś Luke cie w jaki kolwiek sposób skrzywdził, przyjdź do mnie..-spoważniał.
-Pobijesz swojego przyjaciela?!-przerwałam mu.
-Tak normalnie to nie, ale wiesz.. GDYBY.
-Rozumiem.
-A tak w ogóle mój brat chce cie poznać.
-Co?! Harry?! Ile on ma lat?
-Chyba 10.
-Chyba?!
Zaczął się śmiać z mojej miny.
-Żartuje. Mój brat ma równo 10 lat, a siostra 13.
Kiwnęłam głową. Nagle zadzwonił mój telefon.
-To tata.
-Odbierz.
-Tak?
-Hej, kochanie. Sara właśnie wróciła od lekarza..
-I czego się dowiedziała??
-Że wszystko w porządku.
-Wiadomo na kiedy ma termin.
-Termin jest na stycznia, a dokładniej kiedy nie wiadomo.
-Ok.
-A co u was??
-Płyniemy na wyspę.
-Kiedy wracacie do domu??
-Ee.. My nie wracamy do domu..
Cisza w słuchawce.
-Tato?
-Tak, tak. Jestem. Dlaczego nie wracacie??
-Bo prosto stąd lecimy do Toronto.
-A nie możecie chociaż na parę godzin wrócić i samolotem z Madrytu lecieć do Kanady?
Westchnęłam.
-Nie wiem.. Musiałabym pogadać z resztą.
-Jakbyś coś wiedziała to daj mi znać.
-Jasne.
Rozłączył się.
-Stało się coś??
-W sumie to nic.. Ale muszę pogadać z resztą.
-No to chodź.
Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Przede mną stał Luke. Patrzał na Ash'a.
-Co on u ciebie robił??
-Ash.. Ash..-jąkałam się-Ash przyszedł mnie przeprosić za wczorajszą sytuacje.
Powoli kiwnął głową nie spuszczając wzroku z Irwin'a.
-Luke wyluzuj..
-Ja mam wyluzować?! To nie ja całowałem się z twoją dziewczyną!
Oby dwaj byli czerwoni na twarzach ze złości.
-Ej stop! Oby dwoje wyluzujcie! Ash to mój przyjaciel. Żałuje tego co zrobił..
-Tego nie powiedziałem-szepnął mi na ucho.
Zbyłam go.
-A ty Luke.. O ile mnie pamięć nie myli to po pierwsze o nic się mnie nie pytałeś, a po drugie ciągle oficjalnie jestem z Neymar'em, więc jak śmiesz nazywać mnie swoją dziewczyną?!
Spojrzał na mnie łagodnie.
-Z całego waszego zespołu najlepiej dogaduje się z Mikey'em, a wiecie dlaczego?! Nie! Nie wiecie! W sumie jak też nie, ale to nie ważne. Macie się pogodzić i to już!
Długo patrzeli sobie w oczy. To Irwin pierwszy wyciągnął rękę.
-Nic do niej nie czuję, ale jeżeli ją skrzywdzisz..
Luke uścisnął mu dłoń.
-Nigdy tego nie zrobię. Nigdy-uśmiechnął się krzywo-Z wzajemnością Irwin. Z wzajemnością.
Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam ich do siebie.
-Dobra dość czułości muszę coś załatwić.
Poszliśmy na pokład.
-Ej!-zawołałam-Jest sprawa.
-Co się stało?-zapytał Liam.
-Gadałam z tatą i pytał się.. Czy możemy przylecieć do Madrytu choć na parę godzin i stamtąd polecieć do Toronto.
Chwili ciszy.
-To chyba nie problem?-powiedział Zayn.
-Jasne-uśmiechnęła się Kylie.
-Może i my wpadniemy do Hiszpanie-zaśmiała się Kendall.
-Za nie całe pół godziny będziemy na wyspie-oznajmił kapitan.
-Za pół godziny będzie kompletnie ciemno!
-Zrobimy ognisko!-zaproponowałam.
Kapitan kiwnął głową z uśmiechem.
-Powiadomię kucharza-i poszedł.
-My też ogarnijmy jakieś koce, bluzy-powiedziała Viola.
Wszyscy rzucili się do swoich kajut. Zaczepiłam Michael'a.
-Gadałeś z nimi, prawda?
-Nie wiem o czym mówisz?
-Nie udawaj.
Uśmiechnął się.
-Nawet gdybym coś powiedział.. To pomogło c'nie?
Zaśmiałam się.
-Wiedziałam-powiedziałam i poszłam do siebie.
Skąd ja wezmę koc?! Pogrzebałam w torbie wiedząc, że i tak nic w niej takiego nie znajdę. Zrezygnowała usiadłam na podłodze i oparłam się o łóżko. Ktoś zapukał do drzwi.
-Tak?
-Rozdaję koce-powiedział ochroniarz.
-Dobrze. Niech go pan położy na łóżku.
Kiwnął głową. Zrobił to co miał i wyszedł. Spojrzałam na swój strój. Chyba wyglądałam dobrze. Wzięłam bluzę i byłam gotowa. Dźwięk sms'a prawie doprowadził mnie do zawału. Odblokowałam telefon i prawie go zrzuciłam na ziemię. Znów ten numer. Miał spokój przez prawie 3 dni. Kolejne zdjęcie Neymar'a. Yhh.. To się robiło.. Cholera!
-Muszę się dowiedzieć czyj jest ten numer.
'Kim jesteś?'. Odpowiedź nie przychodziła. Zrezygnowana wyłączyłam telefon i poszłam do Luke'a. W sumie to nie wiem czemu do niego poszłam, ale miałam potrzebę zobaczenia jego niebieskich oczy. Gdy byłam w połowie drogi zaczepił mnie Harry.
-Hej! Karina. Co zrobić gdy dziewczyna, z którą spałem jest w ciąży?
-Że co?! Kto jest w ciąży?!
-Eee.. No wiesz..-zaczerpnął powietrza-Kylie i jej mama mi mega groziła.
Zamiast mu współczuć wybuchnęłam śmiechem.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał poważnie.
-Kto ci kazałam pieprzyć się z Kylie bez gumek?
-Ona pękła!-gestykulował.
Jego słowa i ruchy wywołały kolejną falę śmiechu.
-Tobie coś powiedzieć-jęknął i wyminął mnie.
-Ej Harry!
Odwrócił się.
-Czego?!
Uśmiechnęłam się.
-Pogadaj z Kris i Kylie. Może od razu cię nie zabiją.
-Jasne. Dzięki za RADĘ.
Pokazałam mu kciuk i podeszłam do drzwi kajuty Hemmo. Zapukałam. Trochę minęło zanim je otworzył. Stał przede mną w spodniach i z telefonem przy uchu.
-Hej, mogę wejść-uśmiechnęłam się nie śmiało.
-Emm.. Jasne.
Otworzył szerzej drzwi żebym mogła wejść. Usiadłam na łóżku i czekałam aż skończy rozmawiać. Gdy to zrobił rzucił telefon na łóżko, a ja złapała go w locie żeby nie dostać nim w głowę.
-Stało się coś?
Spojrzał na mnie.
-Nie, a powinno?
-Niee.. Po prostu wyglądasz na poddenerwowanego.
-Zdaje ci się-uśmiechnął się-Która?
Powiedział pokazując mi dwie niemal identyczne koszulki.
-One różnią się czymś? Czymkolwiek? 
Spojrzał na nie.
-Ta ma plamę od sosu, a ta nie.
Przyłożyłam rękę do czoła.
-Tak. To wielka różnica.
Wstałam.
-Ale mimo wszystko chyba ubierzesz tą czystą?
-Tak. To dobry pomysł.
-Czyli gdyby tu nie przyszła ubrałbyś tą brudną?
-Pewnie tak-powiedział ubierając bluzkę.
Wzięłam tą brudną i włożyłam do kosza.
-Kto dzwonił?
-Mama.
Kiwnęłam głową. Udzielił szybkiej i krótkiej odpowiedzi, więc wywnioskowałam, że lepiej nie zadawać kolejnych pytań.
-Masz koc?-zapytał zakładając czapkę.
-Tak. Ochroniarz mi przyniósł.
-Zbieramy się na pokładzie-oznajmił Cal wpadając do pokoju.
-Jasne, już idziemy.
Luke wziął koc, telefon i wyszliśmy na korytarz.
-Poczekaj skocze jeszcze do siebie.
Kiwnął tylko głową, a ja poszła do siebie. Najwyraźniej cały czas był na mnie zły. Przeprosiłam go za Ash'a i wgl.. Westchnęłam. Kolesie są czasem nie do ogarnięcia. Wzięłam koc i wróciłam do blondyna. W ciszy dołączyliśmy do reszty. Gdy cumowaliśmy kucharz przyniósł kiełbaski, papierowe talerzyki i kubki. Zeszliśmy na ląd.
-Tylko nic nie podpalcie!-zawołał za nami kapitan.
Wszyscy wybuchnęli gorzki śmiechem.
-Nie żartuję. Te drzewa są pod ochroną-dodał z powagą.
-A ktoś tu jest oprócz nas?-zapytałam.
Podrapał się po głowie.
-Chyba nie.. Chociaż może pojawić się leśniczy, który dba o porządek lasu i wyspy.
-Czylii.. Mamy się go spodziewać tutaj w nocy?-dopytała Viola.
-Możliwe-uśmiechnął się i odszedł.
Spojrzałam na pozostałych.
-Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam się lekko bać-oznajmiła Kendall.
-Nie ma się czego bać-powiedziałam-To pewnie jakiś obłąkany koleś, który będzie chciał nam odrąbać głowy.
-Karina!-skarciła mnie Viola.
-No co?-zaśmiałam się.
Pokręciła głową. Gdy chłopcy pomagali ochroniarzom rozpalić ognisko i poukładać w okół niego pnie drzew żebyśmy mogli usiąść podeszłam do Kylie.
-To prawda o tej ciąży?
-Zajebisty pomysł c'nie??-uśmiechnęła się szeroko.
-Czyli to nie prawda??
-Cicho! Bo jeszcze usłyszy!
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. 
-Sama bym tego lepiej nie wymyśliła-położyłem dłoń na jej ramieniu-Jestem z ciebie dumna.
-Ja z siebie też-udała, że wyciera łzę.
Zaczęłyśmy się śmiać. Podszedł od nas Michael.
-Choć zobaczyć zachód słońca-złapał mnie za dłoń.
Miał rację. Słońce właśnie zachodziło. Jarzyło się pomarańczowo żółtym światłem, które oślepiało nas. Woda przybrała ciemną barwę, a chmury różową. Przyłożyłam dłoń do czoła. Mikey objął mnie ramieniem. Zrobiło się ciemno. Kula światła zaszła za horyzont. Ciszy szelest kazała nam odwrócić się.
-No! W końcu się wam udało!-powiedział z bananem na twarzy Michael.
Ashton, Cal, Niall i Zayn stanęli w bohaterskich pozach. Nałożyliśmy kiełbaski na odpowiedni sprzęt i stanęliśmy w okół ogniska. W między czasie kucharz przyniósł nam termosy z kakaem i herbatą.
-Jak wam idzie?-zapytał.
-Chyba już będą dobre-odpowiedziała Violetta.
Zdjęliśmy kiełbaski i położyliśmy je na talerzach. Polałam swoją ketchupem i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam miałam cały poparzony język i usta w sosie.
-Ej, a jak wy się w ogóle poznałyście??-zwrócił się Liam do Violetty.
-Że ja i Karina?-spojrzała na mnie.
Kiwnął głową.
-No to ten.. No wiesz..-jąkała-Karina zacznij!
Zaśmiałam się.
-No wiecie.. Miałyśmy w tedy po 5 lat. Ja byłam oczkiem w głowie kolegów taty-poruszyłam brwiami-Aż pewnego dnia do drużyny dołączył Ronaldo, a razem z nim Viola..
-Nie przepadałyśmy za sobą-wtrąciła się Viola-Rywalizowałyśmy ze sobą praktycznie o wszystko.
-A jeszcze większym ciosem było to, gdy dowiedziałam się, że ma zostać moją sąsiadką-dodałam.
-Ale jednak przyjaźnicie się-zauważył Calum.
-Z tym początkiem przyjaźni było dość zabawnie-powiedziała Viola.
-Rozbiłam jeden z ważniejszych pucharów-zaczęłam-A, że ona przechodziła obok zawołałam ją i uciekłam. Nie źle się jej w tedy dostało-mówiłam przez śmiech.
-A zaczęłyśmy przyjaźnić się w 'kozie', w przedszkolu.
-Koza w przedszkolu?!
-Miałyśmy wredną nauczycielkę.
-A dlaczego zostałyście w kozie?-dopytywali.
-Jeden z chłopców w naszej grupie dokuczał mi, bo jego ojciec kibicował Manchester'owi United'owi-powiedziała moja przyjaciółka.
-A, że mnie to już nudziło to go pobiłam-dodałam zadowolona.
-Pobiłaś??-spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
-Tak. Do tej pory się do mnie nie odzywa. Chyba nawet wyjechał z kraju i zmienił pochodzenie.
-A pamiętasz jego minę gdy kopnęłam go w jaja?!-zawołała Viola.
Zaczęliśmy się śmiać. Gdy nasze krzyki trochę ucichły powiedziałam:
-Za dużo krwi było żeby mogła zobaczyć jego twarz.
Kolejna fala głośnego i niepohamowanego śmiechu.
-Ej!-przerwał Liam-Przedszkolak pobił innego przedszkolaka do krwi?! To nie jest normalne!
-Jestem wyjątkowa-wzruszyłam ramionami.
-I wyjątkowo skromna-dodał Mikey.
Zaczęliśmy piec pianki. Około godziny 10 chłopakom zachciało się spaceru po lesie. Żadna z nas nie chciała tego robić, więc poszli sami.
Spojrzałam na zegarek w telefonie.
-Nie ma ich ponad pół godziny.
-Może się zgubili.
-Ja tam nie wchodzę-oznajmiła Kylie wstając.
Owinęła sie ciaśniej kocem. Spojrzałam na Violę.
-Musimy tam iść-też wstała-A jak coś im się stało?
Nałożyłam koc na głowę, wzięłam latarkę. Włączoną pionowo uniosłam pod brodę i powiedziałam:
-To idziemyy!  
Viola kiwnęła głową.
-My też idziemy!-odezwała się Perrie.
Sophie kiwnęła głową.
-A wy?-zapytałam Kendall i Kylie.
-Nie.
-Skoro zostajecie to zabierzcie to wszystko na statek i powiedzcie ochroniarzom żeby zgasili ognisko-dodała i poszłyśmy w las.
Przed dłuższy czas szliśmy w ciszy, nasłuchując.W pewnej chwili zatrzymałam się i przyjrzałam czarnemu kształtowi przed nami.
-Czy tam nie stoi..
-To Zayn!-zawołała Perrie.
Cicho podeszłyśmy do niego.
-Co ty tutaj robisz??-zapytała blondynka.
Spojrzał na nas. Jego wzrok był rozmyty i nie patrzał na nas.
-Bawimy sie w chowanego. Teraz szuka Harry.
Westchnęłam zażenowana. Dorośli kolesie. Kompletnie pijani.. BAWIĄ SIĘ W CHOWANEGO! W środku nocy na jakiejś pustej wyspie nawiedzonej przez leśniczego!
-Czyli reszta też się pochowała??-zapytała Viola.
-No chyba raczej tak-odparł.
Pokręciłam głową.
-Perrie idź odprowadź go na statek-powiedziałam-Ty Sophie jeżeli chcesz też idź.
-Nie, zostanę. Może się jeszcze na coś przydam.
Perrie pomogła wstać chłopakowi i poszła z nim w stronę brzegu. Szliśmy dalej. Nikogo nie było widać.
-Może zadzwonimy do nich?-zaproponowała Viola.
-I tak nie odbiorą-oznajmiła Sophie.
-Ale będziemy słyszeć melodię!
Szybko wyjęłam telefon.
-Viola!
-Co?
-To najgłupszy pomysł na świecie!
-Czemu?!
-Jesteśmy na bezludnej wyspie. TU NIE MA ZASIĘGU!!
Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła.
-No tak.. Zapomniała..
Poświeciłam jej latarką po twarzy.
-Głupia.
Szłyśmy dalej. Czas jakby się zatrzymał. Miałam wrażenie, że drzewa obok których przechodziłyśmy powtarzają się. Chodźmy w kółko! A może mi się tylko zdaje..? Rozejrzałam się.
-Idzie dostać klaustrofobii..
Księżyc zasłoniły chmury. Zrobiło się naprawdę ciemno..
-Ej słyszałyście to?-zapytałam.
Spojrzały na mnie przestraszone.
-Gdzie?
-No tam-poświeciłam latarką.
Sophie przytuliła się do Violi.
-O! Znowu to!
-Tak.. Tez to usłyszałam..
-Może to ten leśniczy-panikowała Sophie.
Odwróciłam się do nich plecami.
-Chodźmy, może mi się tylko przywidziało.. Szczerze wątpię, ale tracimy czas-na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Dziewczyny szły kurczowo do siebie przytulone. Pokręciłam głową. Jakież one są naiwne... Niech żyje mój umysł szaleńca!
-Chyba znowu to słyszałam-zapiszczała.
Stanęłam i nasłuchiwałam.
-Zdawało ci się..
Cisza.
-Karina..-zaczęła Viola.
-Coo?
Palcem wskazała punkt za moimi plecami. Westchnęłam ciężko i powoli odwróciłam się. Mój krzyk wzniósł się na wyżyny. Krzyczałam jak mała dziewczynka. Dosłownie.
-Co wy tu robicie?!-zapytał mężczyzna.
W tym momencie cała Brazylia, jak nie lepiej.. Usłyszałam nasz krzyk. Darłyśmy się jak opętane. Zaczęłyśmy biec. Wpadłyśmy na plażę. Zatrzymałyśmy się gdy woda zaczęła zalewać nam twarze.
-Viola!
-Jestem!
-Sophie?
-Też!
Usiadłyśmy na piasku.
-Boże..-położyłam się.
-To.. To był.. Leśniczy??
Wyplułam resztki wody.
-Najwyraźniej.
-Spotkałyśmy Zayn'a i tego kolesia, ale gdzie jest reszta!!
Głośny śmiech przykuł naszą uwagę. Odwróciłyśmy głowy w lewą stronę.
-Michael..-westchnęłam.
Chłopak biegł przez plaże bez spodni i butów wymachując rękoma.
-Jestem sexy!
Dziewczyny spojrzały na mnie. Pokręciłam głową.
-Michael!!-wstałam.
Zatrzymał się.
-O! Karina!-złapał mnie za ręce i zaczął biegać w koło.
-Michael przestań!
-Czemu?
-Jest noc! Powinniśmy być na statku. Nie długo wracamy!
Przekrzywił głowę.
-Wracajmy.
-Dobrze mamo-złączył nasze dłonie.
-Oj nie chciej żeby twoja mama sie o tym dowiedziała..
-Co wy do cholery jasnej robicie?!-krzyczała Viola.
-Zaczyna się..-mruknęłam.
-Czy wy sobie w ogóle wyobrażacie przez co my przechodziłyśmy?! Łaziłyśmy po tym cholernym lesie jak te ostatnie idiotki! Spotkałyśmy leśniczego! A wy bawiliście sie w te.. Te.. Dziecinne gry!-przerwała aby wziąć oddech-I gdzie wy macie ubrania?!
Spojrzałam na chłopaków. Fakt. Nie mieli części garderoby.
-Gdzie masz spodnie?-zapytałam Mikey'a.
-Podarły się więc je zdjąłem.
-Mądrze. 
Pokiwał głową z uśmiechem.
-Ej Viola-przerwałam jej.
-CO?!
-Daj spokój. Pokrzyczysz na nich jak wytrzeźwieją.
Pogardliwie popatrzała na chłopaków i zaczęła iść w stronę jachtu.
-Wracajmy-powiedziałam.