Karina
Cholerny ból głowy! Najgorszy z najgorszych problemów po imprezach. Westchnęłam. Pomacałam ręką stolik nocny z nadzieją, że znajdę tam choćby butelkę wody. Nic! Przewróciłam się na plecy. Z trudem otworzyłam oczy. Sufit wydawał się taki interesujący. Z każdą następną minutą ból był coraz bardziej nie do wytrzymania. Zrezygnowana wstałam. Chwiejnym krokiem wyszłam na korytarz i poszłam na pokład. Wzięłam butelkę wody i opróżniła ją na miejscu. Popatrzałam na lodówkę w której stały butelki z zimną wodą. Otworzyłam ją i wzięłam dwie na zapas. Wróciłam do siebie. Napiłam się i po chwili znowu leżałam w łóżku. Zamknęłam oczy. W mojej głowie pojawiły się obrazy z wczorajszej imprezy. Skrzywiłam się. Jak ja mogłam to zrobić?! Przecież to go zraniło?! I to bardzo.. Jedna, jedyna, mała łza spłynęła mi po policzku. Muszę z kimś pogadać. Spojrzałam na zegar. 11:27. Kto może już nie spać? Ehh.. Śmieszne pytanie..
Beznadzieja.
Alee.. Czemu nie spróbować. Najwyżej mnie znienawidzą. Podeszłam do drzwi. Już miałam wychodzić gdy.. Odwróciłam się i wzięłam wodę. Może się przydać. Otworzyłam drzwi i poszłam w kierunku drzwi kajuty Michael'a. Cicho otworzyłam drzwi. Zielonowłosy smacznie spał zawinięty w kołdrę. Postawiłam butelkę wody na stoliku i położyłam się obok niego. Zabrałam mu trochę kołdry i się nią przykryłam. Clifford ani drgnął. Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową. Chyba zbyt szybko uświadomiłam sobie, że.. Michael jest goły. Usłyszałam cichy chichot.
Beznadzieja.
Alee.. Czemu nie spróbować. Najwyżej mnie znienawidzą. Podeszłam do drzwi. Już miałam wychodzić gdy.. Odwróciłam się i wzięłam wodę. Może się przydać. Otworzyłam drzwi i poszłam w kierunku drzwi kajuty Michael'a. Cicho otworzyłam drzwi. Zielonowłosy smacznie spał zawinięty w kołdrę. Postawiłam butelkę wody na stoliku i położyłam się obok niego. Zabrałam mu trochę kołdry i się nią przykryłam. Clifford ani drgnął. Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową. Chyba zbyt szybko uświadomiłam sobie, że.. Michael jest goły. Usłyszałam cichy chichot.
-Co tu robisz??-zapytał chrapliwym głosem.
Spojrzałam na niego.
-Muszę z kimś pogadać.
-Stało się coś??-pogładził moje włosy.
-Tak jakby..
-Opowiadaj.
-Ja tego nie chciałam.. To było przez przypadek.. Wypiliśmy trochę za dużo alkoholu..
-Karina-spoważniał-O co chodzi?
Usiadł. Uniósł mój podbródek żebym na niego spojrzałam.
-No mów..
To było mega trudne..
-Noo..?
W końcu zebrałam się w sobie.
-Pocałowałam Ash'a.
-Co?-nie dowierzał.
-Ja nie.. Nie chciałam..-zająkałam się.
Przyciągnął mnie do siebie.
-Luke o tym wie??
-Jakaś laska mu o tym powiedziała..
Pokręciła głową.
-Michael ja tego nie chciałam.. Zależy mi na Hemmings'ie! Bardzo! Ash.. Ashton to.. Przyjaciel. Powiedział mi, że chce czegoś więcej, ale i tak to tylko mój przyjaciel!
-Jak to sie stało?
-Po tym jak wróciliście z zaplecza Ash wziął mnie do tańca. Potem poszliśmy po drinka i znowu na parkiet. I w tedy..
Spuściłam głowę.
-Czuję się okropnie.
-Hemmo uwierzył tej lasce?
-Nie jestem pewna, ale.. Chyba tak.
Zacisnął wargi.
-Może nie będzie tego pamiętał.
-Wątpię.
Położył się. Złapał mnie za łokieć i zamknął w objęciach.
-Muszę z nim pogadać.
-Musisz, ale teraz..-ziewnął-Śpij.
Pocałował mnie w czoło i spał. Też próbowała zasnąć, ale nie za bardzo mi to szło. Świadomość, że leżałam z nagim Mikey'em w łóżku też nie pomagała. Cóż, był moim przyjaciele, ale nie przesadzajmy. Chciałam wstać, ale było to nie możliwe. Zdesperowana położyłam głowę na jego piersi i zasnęłam.
-Michael?
Cisza. Otworzyłam oczy. Nie było go w łóżku. Przeczesałam włosy. Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Założyłam podartą koszulkę Clifford'a, ostatni raz rozejrzałam się po pokoju i poszłam na pokład. Było zadziwiająco zimna. Potarłam rękoma o ramiona.
-Ej, widziałaś Mikey'a??-zapytałam Kendall.
-Emm.. Tak! Widziałam jak szedł do Hemmings'a.
Cholera! Cholera! Cholera!
-Stało się coś??-dopytywała.
-Niee-uśmiechnęłam się- Co na obiad? A raczej kolacje?
-Coś lekkiego.
Kiwnęłam głową i poszłam po jakiś owoc. Po drodze minęłam kapitana.
-Za moment wypływamy z portu-oznajmił-Wszyscy są??
-Nie ma Michael'a i Luke'a-odparł Niall.
Wgryzłam się w jabłko.
-W takim razie powiadomcie mnie gdy wrócą..
-Już idą!-przerwała mu Viola.
Podeszłam do barierki. Miała racje. Chłopaki szli w stronę jachtu w eskorcie 4 ochroniarzy. Ugryzłam po raz ostatni jabłko. 'Eleganckim' ruchem wyrzuciłam je za burtę i poszłam do swojej kajuty. 'Muszę się ogarnąć'. Zamknęłam drzwi na klucz. Weszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Drugi w ciągu 10 minut, ale kto bogatemu zabroni? Mokre włosy związałam w koka i zmyłam resztki rozmytego juz makijażu. Owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do walizki. Wyjęłam z niej ciuchy:
Wzięłam telefon. Napisałam szybkiego sms'a do taty z pytaniem co u Sary i dziecka.
Pukanie do drzwi.
-Tak?
-Mogę?-powiedział Ash.
Bożee.. Dlaczego obdarzyłeś mnie taką urodą?!
-Jasne, wchodź-uśmiechnęłam się.
Zamknął drzwi. Usiadłam na łóżku i czekałam aż coś powie.
-Ehh.. Chciałem pogadać.
Kiwnęłam głową.
-Pewnie.. Nie czujesz się dobrze ze świadomością tego co się stało..-zaczął-Szczerze to bardzo chciałem to zrobić, a fakt, że byliśmy pod wpływem tylko mi pomógł.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Chciałem się przekonać czy coś do ciebie czuję.
Bałam się zadać kolejne pytanie.
-I coo, stwierdziłeś?-zapytałam dotykając sygnetu na moim palcu.
Uniósł głowę.
-Ii.. Jednak coś do ciebie czuję.
Szlag.
-Ale wiem, że jest coś między tobą, a Hemmo, więc.. Z bólem przyszedłem zapytać cię czy możemy zostać..-zamilkł.
-Przyjaciółmi?
-Tak. Chciałbym być twoim przyjacielem tak jak Clifford.
Uśmiechnęłam sie.
-Nie będziesz dla mnie Michael'em tylko Ash'em. Ashton'em Irwin'em. Kolesiem, który lizał mnie na imprezie, a potem stał się moim przyjacielem.
Podeszłam do niego, a on mnie przytulił. Położyłam głowę na jego piersi.
-Wow! To nie było takie trudne-zaśmiał się.
Też zaczęłam się śmiać.
-Gdy kiedyś Luke cie w jaki kolwiek sposób skrzywdził, przyjdź do mnie..-spoważniał.
-Pobijesz swojego przyjaciela?!-przerwałam mu.
-Tak normalnie to nie, ale wiesz.. GDYBY.
-Rozumiem.
-A tak w ogóle mój brat chce cie poznać.
-Co?! Harry?! Ile on ma lat?
-Chyba 10.
-Chyba?!
Zaczął się śmiać z mojej miny.
-Żartuje. Mój brat ma równo 10 lat, a siostra 13.
Kiwnęłam głową. Nagle zadzwonił mój telefon.
-To tata.
-Odbierz.
-Tak?
-Hej, kochanie. Sara właśnie wróciła od lekarza..
-I czego się dowiedziała??
-Że wszystko w porządku.
-Wiadomo na kiedy ma termin.
-Termin jest na stycznia, a dokładniej kiedy nie wiadomo.
-Ok.
-A co u was??
-Płyniemy na wyspę.
-Kiedy wracacie do domu??
-Ee.. My nie wracamy do domu..
Cisza w słuchawce.
-Tato?
-Tak, tak. Jestem. Dlaczego nie wracacie??
-Bo prosto stąd lecimy do Toronto.
-A nie możecie chociaż na parę godzin wrócić i samolotem z Madrytu lecieć do Kanady?
Westchnęłam.
-Nie wiem.. Musiałabym pogadać z resztą.
-Jakbyś coś wiedziała to daj mi znać.
-Jasne.
Rozłączył się.
-Stało się coś??
-W sumie to nic.. Ale muszę pogadać z resztą.
-No to chodź.
Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Przede mną stał Luke. Patrzał na Ash'a.
-Co on u ciebie robił??
-Ash.. Ash..-jąkałam się-Ash przyszedł mnie przeprosić za wczorajszą sytuacje.
Powoli kiwnął głową nie spuszczając wzroku z Irwin'a.
-Luke wyluzuj..
-Ja mam wyluzować?! To nie ja całowałem się z twoją dziewczyną!
Oby dwaj byli czerwoni na twarzach ze złości.
-Ej stop! Oby dwoje wyluzujcie! Ash to mój przyjaciel. Żałuje tego co zrobił..
-Tego nie powiedziałem-szepnął mi na ucho.
Zbyłam go.
-A ty Luke.. O ile mnie pamięć nie myli to po pierwsze o nic się mnie nie pytałeś, a po drugie ciągle oficjalnie jestem z Neymar'em, więc jak śmiesz nazywać mnie swoją dziewczyną?!
Spojrzał na mnie łagodnie.
-Z całego waszego zespołu najlepiej dogaduje się z Mikey'em, a wiecie dlaczego?! Nie! Nie wiecie! W sumie jak też nie, ale to nie ważne. Macie się pogodzić i to już!
Długo patrzeli sobie w oczy. To Irwin pierwszy wyciągnął rękę.
-Nic do niej nie czuję, ale jeżeli ją skrzywdzisz..
Luke uścisnął mu dłoń.
-Nigdy tego nie zrobię. Nigdy-uśmiechnął się krzywo-Z wzajemnością Irwin. Z wzajemnością.
Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam ich do siebie.
-Dobra dość czułości muszę coś załatwić.
Poszliśmy na pokład.
-Ej!-zawołałam-Jest sprawa.
-Co się stało?-zapytał Liam.
-Gadałam z tatą i pytał się.. Czy możemy przylecieć do Madrytu choć na parę godzin i stamtąd polecieć do Toronto.
Chwili ciszy.
-To chyba nie problem?-powiedział Zayn.
-Jasne-uśmiechnęła się Kylie.
-Może i my wpadniemy do Hiszpanie-zaśmiała się Kendall.
-Za nie całe pół godziny będziemy na wyspie-oznajmił kapitan.
-Za pół godziny będzie kompletnie ciemno!
-Zrobimy ognisko!-zaproponowałam.
Kapitan kiwnął głową z uśmiechem.
-Powiadomię kucharza-i poszedł.
-My też ogarnijmy jakieś koce, bluzy-powiedziała Viola.
Wszyscy rzucili się do swoich kajut. Zaczepiłam Michael'a.
-Gadałeś z nimi, prawda?
-Nie wiem o czym mówisz?
-Nie udawaj.
Uśmiechnął się.
-Nawet gdybym coś powiedział.. To pomogło c'nie?
Zaśmiałam się.
-Wiedziałam-powiedziałam i poszłam do siebie.
Skąd ja wezmę koc?! Pogrzebałam w torbie wiedząc, że i tak nic w niej takiego nie znajdę. Zrezygnowała usiadłam na podłodze i oparłam się o łóżko. Ktoś zapukał do drzwi.
-Tak?
-Rozdaję koce-powiedział ochroniarz.
-Dobrze. Niech go pan położy na łóżku.
Kiwnął głową. Zrobił to co miał i wyszedł. Spojrzałam na swój strój. Chyba wyglądałam dobrze. Wzięłam bluzę i byłam gotowa. Dźwięk sms'a prawie doprowadził mnie do zawału. Odblokowałam telefon i prawie go zrzuciłam na ziemię. Znów ten numer. Miał spokój przez prawie 3 dni. Kolejne zdjęcie Neymar'a. Yhh.. To się robiło.. Cholera!
-Muszę się dowiedzieć czyj jest ten numer.
'Kim jesteś?'. Odpowiedź nie przychodziła. Zrezygnowana wyłączyłam telefon i poszłam do Luke'a. W sumie to nie wiem czemu do niego poszłam, ale miałam potrzebę zobaczenia jego niebieskich oczy. Gdy byłam w połowie drogi zaczepił mnie Harry.
-Hej! Karina. Co zrobić gdy dziewczyna, z którą spałem jest w ciąży?
-Że co?! Kto jest w ciąży?!
-Eee.. No wiesz..-zaczerpnął powietrza-Kylie i jej mama mi mega groziła.
Zamiast mu współczuć wybuchnęłam śmiechem.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał poważnie.
-Kto ci kazałam pieprzyć się z Kylie bez gumek?
-Ona pękła!-gestykulował.
Jego słowa i ruchy wywołały kolejną falę śmiechu.
-Tobie coś powiedzieć-jęknął i wyminął mnie.
-Ej Harry!
Odwrócił się.
-Czego?!
Uśmiechnęłam się.
-Pogadaj z Kris i Kylie. Może od razu cię nie zabiją.
-Jasne. Dzięki za RADĘ.
Pokazałam mu kciuk i podeszłam do drzwi kajuty Hemmo. Zapukałam. Trochę minęło zanim je otworzył. Stał przede mną w spodniach i z telefonem przy uchu.
-Hej, mogę wejść-uśmiechnęłam się nie śmiało.
-Emm.. Jasne.
Otworzył szerzej drzwi żebym mogła wejść. Usiadłam na łóżku i czekałam aż skończy rozmawiać. Gdy to zrobił rzucił telefon na łóżko, a ja złapała go w locie żeby nie dostać nim w głowę.
-Stało się coś?
Spojrzał na mnie.
-Nie, a powinno?
-Niee.. Po prostu wyglądasz na poddenerwowanego.
-Zdaje ci się-uśmiechnął się-Która?
Powiedział pokazując mi dwie niemal identyczne koszulki.
-One różnią się czymś? Czymkolwiek?
Spojrzał na nie.
-Ta ma plamę od sosu, a ta nie.
Przyłożyłam rękę do czoła.
-Tak. To wielka różnica.
Wstałam.
-Ale mimo wszystko chyba ubierzesz tą czystą?
-Tak. To dobry pomysł.
-Czyli gdyby tu nie przyszła ubrałbyś tą brudną?
-Pewnie tak-powiedział ubierając bluzkę.
Wzięłam tą brudną i włożyłam do kosza.
-Kto dzwonił?
-Mama.
Kiwnęłam głową. Udzielił szybkiej i krótkiej odpowiedzi, więc wywnioskowałam, że lepiej nie zadawać kolejnych pytań.
-Masz koc?-zapytał zakładając czapkę.
-Tak. Ochroniarz mi przyniósł.
-Zbieramy się na pokładzie-oznajmił Cal wpadając do pokoju.
-Jasne, już idziemy.
Luke wziął koc, telefon i wyszliśmy na korytarz.
-Poczekaj skocze jeszcze do siebie.
Kiwnął tylko głową, a ja poszła do siebie. Najwyraźniej cały czas był na mnie zły. Przeprosiłam go za Ash'a i wgl.. Westchnęłam. Kolesie są czasem nie do ogarnięcia. Wzięłam koc i wróciłam do blondyna. W ciszy dołączyliśmy do reszty. Gdy cumowaliśmy kucharz przyniósł kiełbaski, papierowe talerzyki i kubki. Zeszliśmy na ląd.
-Tylko nic nie podpalcie!-zawołał za nami kapitan.
Wszyscy wybuchnęli gorzki śmiechem.
-Nie żartuję. Te drzewa są pod ochroną-dodał z powagą.
-A ktoś tu jest oprócz nas?-zapytałam.
Podrapał się po głowie.
-Chyba nie.. Chociaż może pojawić się leśniczy, który dba o porządek lasu i wyspy.
-Czylii.. Mamy się go spodziewać tutaj w nocy?-dopytała Viola.
-Możliwe-uśmiechnął się i odszedł.
Spojrzałam na pozostałych.
-Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam się lekko bać-oznajmiła Kendall.
-Nie ma się czego bać-powiedziałam-To pewnie jakiś obłąkany koleś, który będzie chciał nam odrąbać głowy.
-Karina!-skarciła mnie Viola.
-No co?-zaśmiałam się.
Pokręciła głową. Gdy chłopcy pomagali ochroniarzom rozpalić ognisko i poukładać w okół niego pnie drzew żebyśmy mogli usiąść podeszłam do Kylie.
-To prawda o tej ciąży?
-Zajebisty pomysł c'nie??-uśmiechnęła się szeroko.
-Czyli to nie prawda??
-Cicho! Bo jeszcze usłyszy!
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
-Sama bym tego lepiej nie wymyśliła-położyłem dłoń na jej ramieniu-Jestem z ciebie dumna.
-Ja z siebie też-udała, że wyciera łzę.
Zaczęłyśmy się śmiać. Podszedł od nas Michael.
-Choć zobaczyć zachód słońca-złapał mnie za dłoń.
Miał rację. Słońce właśnie zachodziło. Jarzyło się pomarańczowo żółtym światłem, które oślepiało nas. Woda przybrała ciemną barwę, a chmury różową. Przyłożyłam dłoń do czoła. Mikey objął mnie ramieniem. Zrobiło się ciemno. Kula światła zaszła za horyzont. Ciszy szelest kazała nam odwrócić się.
-No! W końcu się wam udało!-powiedział z bananem na twarzy Michael.
Ashton, Cal, Niall i Zayn stanęli w bohaterskich pozach. Nałożyliśmy kiełbaski na odpowiedni sprzęt i stanęliśmy w okół ogniska. W między czasie kucharz przyniósł nam termosy z kakaem i herbatą.
-Jak wam idzie?-zapytał.
-Chyba już będą dobre-odpowiedziała Violetta.
Zdjęliśmy kiełbaski i położyliśmy je na talerzach. Polałam swoją ketchupem i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam miałam cały poparzony język i usta w sosie.
-Ej, a jak wy się w ogóle poznałyście??-zwrócił się Liam do Violetty.
-Że ja i Karina?-spojrzała na mnie.
Kiwnął głową.
-No to ten.. No wiesz..-jąkała-Karina zacznij!
Zaśmiałam się.
-No wiecie.. Miałyśmy w tedy po 5 lat. Ja byłam oczkiem w głowie kolegów taty-poruszyłam brwiami-Aż pewnego dnia do drużyny dołączył Ronaldo, a razem z nim Viola..
-Nie przepadałyśmy za sobą-wtrąciła się Viola-Rywalizowałyśmy ze sobą praktycznie o wszystko.
-A jeszcze większym ciosem było to, gdy dowiedziałam się, że ma zostać moją sąsiadką-dodałam.
-Ale jednak przyjaźnicie się-zauważył Calum.
-Z tym początkiem przyjaźni było dość zabawnie-powiedziała Viola.
-Rozbiłam jeden z ważniejszych pucharów-zaczęłam-A, że ona przechodziła obok zawołałam ją i uciekłam. Nie źle się jej w tedy dostało-mówiłam przez śmiech.
-A zaczęłyśmy przyjaźnić się w 'kozie', w przedszkolu.
-Koza w przedszkolu?!
-Miałyśmy wredną nauczycielkę.
-A dlaczego zostałyście w kozie?-dopytywali.
-Jeden z chłopców w naszej grupie dokuczał mi, bo jego ojciec kibicował Manchester'owi United'owi-powiedziała moja przyjaciółka.
-A, że mnie to już nudziło to go pobiłam-dodałam zadowolona.
-Pobiłaś??-spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
-Tak. Do tej pory się do mnie nie odzywa. Chyba nawet wyjechał z kraju i zmienił pochodzenie.
-A pamiętasz jego minę gdy kopnęłam go w jaja?!-zawołała Viola.
Zaczęliśmy się śmiać. Gdy nasze krzyki trochę ucichły powiedziałam:
-Za dużo krwi było żeby mogła zobaczyć jego twarz.
Kolejna fala głośnego i niepohamowanego śmiechu.
-Ej!-przerwał Liam-Przedszkolak pobił innego przedszkolaka do krwi?! To nie jest normalne!
-Jestem wyjątkowa-wzruszyłam ramionami.
-I wyjątkowo skromna-dodał Mikey.
Zaczęliśmy piec pianki. Około godziny 10 chłopakom zachciało się spaceru po lesie. Żadna z nas nie chciała tego robić, więc poszli sami.
Spojrzałam na zegarek w telefonie.
-Nie ma ich ponad pół godziny.
-Może się zgubili.
-Ja tam nie wchodzę-oznajmiła Kylie wstając.
Owinęła sie ciaśniej kocem. Spojrzałam na Violę.
-Musimy tam iść-też wstała-A jak coś im się stało?
Nałożyłam koc na głowę, wzięłam latarkę. Włączoną pionowo uniosłam pod brodę i powiedziałam:
-To idziemyy!
Viola kiwnęła głową.
-My też idziemy!-odezwała się Perrie.
Sophie kiwnęła głową.
-A wy?-zapytałam Kendall i Kylie.
-Nie.
-Skoro zostajecie to zabierzcie to wszystko na statek i powiedzcie ochroniarzom żeby zgasili ognisko-dodała i poszłyśmy w las.
Przed dłuższy czas szliśmy w ciszy, nasłuchując.W pewnej chwili zatrzymałam się i przyjrzałam czarnemu kształtowi przed nami.
-Czy tam nie stoi..
-To Zayn!-zawołała Perrie.
Cicho podeszłyśmy do niego.
-Co ty tutaj robisz??-zapytała blondynka.
Spojrzał na nas. Jego wzrok był rozmyty i nie patrzał na nas.
-Bawimy sie w chowanego. Teraz szuka Harry.
Westchnęłam zażenowana. Dorośli kolesie. Kompletnie pijani.. BAWIĄ SIĘ W CHOWANEGO! W środku nocy na jakiejś pustej wyspie nawiedzonej przez leśniczego!
-Czyli reszta też się pochowała??-zapytała Viola.
-No chyba raczej tak-odparł.
Pokręciłam głową.
-Perrie idź odprowadź go na statek-powiedziałam-Ty Sophie jeżeli chcesz też idź.
-Nie, zostanę. Może się jeszcze na coś przydam.
Perrie pomogła wstać chłopakowi i poszła z nim w stronę brzegu. Szliśmy dalej. Nikogo nie było widać.
-Może zadzwonimy do nich?-zaproponowała Viola.
-I tak nie odbiorą-oznajmiła Sophie.
-Ale będziemy słyszeć melodię!
Szybko wyjęłam telefon.
-Viola!
-Co?
-To najgłupszy pomysł na świecie!
-Czemu?!
-Jesteśmy na bezludnej wyspie. TU NIE MA ZASIĘGU!!
Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła.
-No tak.. Zapomniała..
Poświeciłam jej latarką po twarzy.
-Głupia.
Szłyśmy dalej. Czas jakby się zatrzymał. Miałam wrażenie, że drzewa obok których przechodziłyśmy powtarzają się. Chodźmy w kółko! A może mi się tylko zdaje..? Rozejrzałam się.
-Idzie dostać klaustrofobii..
Księżyc zasłoniły chmury. Zrobiło się naprawdę ciemno..
-Ej słyszałyście to?-zapytałam.
Spojrzały na mnie przestraszone.
-Gdzie?
-No tam-poświeciłam latarką.
Sophie przytuliła się do Violi.
-O! Znowu to!
-Tak.. Tez to usłyszałam..
-Może to ten leśniczy-panikowała Sophie.
Odwróciłam się do nich plecami.
-Chodźmy, może mi się tylko przywidziało.. Szczerze wątpię, ale tracimy czas-na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Dziewczyny szły kurczowo do siebie przytulone. Pokręciłam głową. Jakież one są naiwne... Niech żyje mój umysł szaleńca!
-Chyba znowu to słyszałam-zapiszczała.
Stanęłam i nasłuchiwałam.
-Zdawało ci się..
Cisza.
-Karina..-zaczęła Viola.
-Coo?
Palcem wskazała punkt za moimi plecami. Westchnęłam ciężko i powoli odwróciłam się. Mój krzyk wzniósł się na wyżyny. Krzyczałam jak mała dziewczynka. Dosłownie.
-Co wy tu robicie?!-zapytał mężczyzna.
W tym momencie cała Brazylia, jak nie lepiej.. Usłyszałam nasz krzyk. Darłyśmy się jak opętane. Zaczęłyśmy biec. Wpadłyśmy na plażę. Zatrzymałyśmy się gdy woda zaczęła zalewać nam twarze.
-Viola!
-Jestem!
-Sophie?
-Też!
Usiadłyśmy na piasku.
-Boże..-położyłam się.
-To.. To był.. Leśniczy??
Wyplułam resztki wody.
-Najwyraźniej.
-Spotkałyśmy Zayn'a i tego kolesia, ale gdzie jest reszta!!
Głośny śmiech przykuł naszą uwagę. Odwróciłyśmy głowy w lewą stronę.
-Michael..-westchnęłam.
Chłopak biegł przez plaże bez spodni i butów wymachując rękoma.
-Jestem sexy!
Dziewczyny spojrzały na mnie. Pokręciłam głową.
-Michael!!-wstałam.
Zatrzymał się.
-O! Karina!-złapał mnie za ręce i zaczął biegać w koło.
-Michael przestań!
-Czemu?
-Jest noc! Powinniśmy być na statku. Nie długo wracamy!
Przekrzywił głowę.
-Wracajmy.
-Dobrze mamo-złączył nasze dłonie.
-Oj nie chciej żeby twoja mama sie o tym dowiedziała..
-Co wy do cholery jasnej robicie?!-krzyczała Viola.
-Zaczyna się..-mruknęłam.
-Czy wy sobie w ogóle wyobrażacie przez co my przechodziłyśmy?! Łaziłyśmy po tym cholernym lesie jak te ostatnie idiotki! Spotkałyśmy leśniczego! A wy bawiliście sie w te.. Te.. Dziecinne gry!-przerwała aby wziąć oddech-I gdzie wy macie ubrania?!
Spojrzałam na chłopaków. Fakt. Nie mieli części garderoby.
-Gdzie masz spodnie?-zapytałam Mikey'a.
-Podarły się więc je zdjąłem.
-Mądrze.
Pokiwał głową z uśmiechem.
-Ej Viola-przerwałam jej.
-CO?!
-Daj spokój. Pokrzyczysz na nich jak wytrzeźwieją.
Pogardliwie popatrzała na chłopaków i zaczęła iść w stronę jachtu.
-Wracajmy-powiedziałam.
-Michael?
Cisza. Otworzyłam oczy. Nie było go w łóżku. Przeczesałam włosy. Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Założyłam podartą koszulkę Clifford'a, ostatni raz rozejrzałam się po pokoju i poszłam na pokład. Było zadziwiająco zimna. Potarłam rękoma o ramiona.
-Ej, widziałaś Mikey'a??-zapytałam Kendall.
-Emm.. Tak! Widziałam jak szedł do Hemmings'a.
Cholera! Cholera! Cholera!
-Stało się coś??-dopytywała.
-Niee-uśmiechnęłam się- Co na obiad? A raczej kolacje?
-Coś lekkiego.
Kiwnęłam głową i poszłam po jakiś owoc. Po drodze minęłam kapitana.
-Za moment wypływamy z portu-oznajmił-Wszyscy są??
-Nie ma Michael'a i Luke'a-odparł Niall.
Wgryzłam się w jabłko.
-W takim razie powiadomcie mnie gdy wrócą..
-Już idą!-przerwała mu Viola.
Podeszłam do barierki. Miała racje. Chłopaki szli w stronę jachtu w eskorcie 4 ochroniarzy. Ugryzłam po raz ostatni jabłko. 'Eleganckim' ruchem wyrzuciłam je za burtę i poszłam do swojej kajuty. 'Muszę się ogarnąć'. Zamknęłam drzwi na klucz. Weszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Drugi w ciągu 10 minut, ale kto bogatemu zabroni? Mokre włosy związałam w koka i zmyłam resztki rozmytego juz makijażu. Owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do walizki. Wyjęłam z niej ciuchy:
Wzięłam telefon. Napisałam szybkiego sms'a do taty z pytaniem co u Sary i dziecka.
Pukanie do drzwi.
-Tak?
-Mogę?-powiedział Ash.
Bożee.. Dlaczego obdarzyłeś mnie taką urodą?!
-Jasne, wchodź-uśmiechnęłam się.
Zamknął drzwi. Usiadłam na łóżku i czekałam aż coś powie.
-Ehh.. Chciałem pogadać.
Kiwnęłam głową.
-Pewnie.. Nie czujesz się dobrze ze świadomością tego co się stało..-zaczął-Szczerze to bardzo chciałem to zrobić, a fakt, że byliśmy pod wpływem tylko mi pomógł.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Chciałem się przekonać czy coś do ciebie czuję.
Bałam się zadać kolejne pytanie.
-I coo, stwierdziłeś?-zapytałam dotykając sygnetu na moim palcu.
Uniósł głowę.
-Ii.. Jednak coś do ciebie czuję.
Szlag.
-Ale wiem, że jest coś między tobą, a Hemmo, więc.. Z bólem przyszedłem zapytać cię czy możemy zostać..-zamilkł.
-Przyjaciółmi?
-Tak. Chciałbym być twoim przyjacielem tak jak Clifford.
Uśmiechnęłam sie.
-Nie będziesz dla mnie Michael'em tylko Ash'em. Ashton'em Irwin'em. Kolesiem, który lizał mnie na imprezie, a potem stał się moim przyjacielem.
Podeszłam do niego, a on mnie przytulił. Położyłam głowę na jego piersi.
-Wow! To nie było takie trudne-zaśmiał się.
Też zaczęłam się śmiać.
-Gdy kiedyś Luke cie w jaki kolwiek sposób skrzywdził, przyjdź do mnie..-spoważniał.
-Pobijesz swojego przyjaciela?!-przerwałam mu.
-Tak normalnie to nie, ale wiesz.. GDYBY.
-Rozumiem.
-A tak w ogóle mój brat chce cie poznać.
-Co?! Harry?! Ile on ma lat?
-Chyba 10.
-Chyba?!
Zaczął się śmiać z mojej miny.
-Żartuje. Mój brat ma równo 10 lat, a siostra 13.
Kiwnęłam głową. Nagle zadzwonił mój telefon.
-To tata.
-Odbierz.
-Tak?
-Hej, kochanie. Sara właśnie wróciła od lekarza..
-I czego się dowiedziała??
-Że wszystko w porządku.
-Wiadomo na kiedy ma termin.
-Termin jest na stycznia, a dokładniej kiedy nie wiadomo.
-Ok.
-A co u was??
-Płyniemy na wyspę.
-Kiedy wracacie do domu??
-Ee.. My nie wracamy do domu..
Cisza w słuchawce.
-Tato?
-Tak, tak. Jestem. Dlaczego nie wracacie??
-Bo prosto stąd lecimy do Toronto.
-A nie możecie chociaż na parę godzin wrócić i samolotem z Madrytu lecieć do Kanady?
Westchnęłam.
-Nie wiem.. Musiałabym pogadać z resztą.
-Jakbyś coś wiedziała to daj mi znać.
-Jasne.
Rozłączył się.
-Stało się coś??
-W sumie to nic.. Ale muszę pogadać z resztą.
-No to chodź.
Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Przede mną stał Luke. Patrzał na Ash'a.
-Co on u ciebie robił??
-Ash.. Ash..-jąkałam się-Ash przyszedł mnie przeprosić za wczorajszą sytuacje.
Powoli kiwnął głową nie spuszczając wzroku z Irwin'a.
-Luke wyluzuj..
-Ja mam wyluzować?! To nie ja całowałem się z twoją dziewczyną!
Oby dwaj byli czerwoni na twarzach ze złości.
-Ej stop! Oby dwoje wyluzujcie! Ash to mój przyjaciel. Żałuje tego co zrobił..
-Tego nie powiedziałem-szepnął mi na ucho.
Zbyłam go.
-A ty Luke.. O ile mnie pamięć nie myli to po pierwsze o nic się mnie nie pytałeś, a po drugie ciągle oficjalnie jestem z Neymar'em, więc jak śmiesz nazywać mnie swoją dziewczyną?!
Spojrzał na mnie łagodnie.
-Z całego waszego zespołu najlepiej dogaduje się z Mikey'em, a wiecie dlaczego?! Nie! Nie wiecie! W sumie jak też nie, ale to nie ważne. Macie się pogodzić i to już!
Długo patrzeli sobie w oczy. To Irwin pierwszy wyciągnął rękę.
-Nic do niej nie czuję, ale jeżeli ją skrzywdzisz..
Luke uścisnął mu dłoń.
-Nigdy tego nie zrobię. Nigdy-uśmiechnął się krzywo-Z wzajemnością Irwin. Z wzajemnością.
Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam ich do siebie.
-Dobra dość czułości muszę coś załatwić.
Poszliśmy na pokład.
-Ej!-zawołałam-Jest sprawa.
-Co się stało?-zapytał Liam.
-Gadałam z tatą i pytał się.. Czy możemy przylecieć do Madrytu choć na parę godzin i stamtąd polecieć do Toronto.
Chwili ciszy.
-To chyba nie problem?-powiedział Zayn.
-Jasne-uśmiechnęła się Kylie.
-Może i my wpadniemy do Hiszpanie-zaśmiała się Kendall.
-Za nie całe pół godziny będziemy na wyspie-oznajmił kapitan.
-Za pół godziny będzie kompletnie ciemno!
-Zrobimy ognisko!-zaproponowałam.
Kapitan kiwnął głową z uśmiechem.
-Powiadomię kucharza-i poszedł.
-My też ogarnijmy jakieś koce, bluzy-powiedziała Viola.
Wszyscy rzucili się do swoich kajut. Zaczepiłam Michael'a.
-Gadałeś z nimi, prawda?
-Nie wiem o czym mówisz?
-Nie udawaj.
Uśmiechnął się.
-Nawet gdybym coś powiedział.. To pomogło c'nie?
Zaśmiałam się.
-Wiedziałam-powiedziałam i poszłam do siebie.
Skąd ja wezmę koc?! Pogrzebałam w torbie wiedząc, że i tak nic w niej takiego nie znajdę. Zrezygnowała usiadłam na podłodze i oparłam się o łóżko. Ktoś zapukał do drzwi.
-Tak?
-Rozdaję koce-powiedział ochroniarz.
-Dobrze. Niech go pan położy na łóżku.
Kiwnął głową. Zrobił to co miał i wyszedł. Spojrzałam na swój strój. Chyba wyglądałam dobrze. Wzięłam bluzę i byłam gotowa. Dźwięk sms'a prawie doprowadził mnie do zawału. Odblokowałam telefon i prawie go zrzuciłam na ziemię. Znów ten numer. Miał spokój przez prawie 3 dni. Kolejne zdjęcie Neymar'a. Yhh.. To się robiło.. Cholera!
-Muszę się dowiedzieć czyj jest ten numer.
'Kim jesteś?'. Odpowiedź nie przychodziła. Zrezygnowana wyłączyłam telefon i poszłam do Luke'a. W sumie to nie wiem czemu do niego poszłam, ale miałam potrzebę zobaczenia jego niebieskich oczy. Gdy byłam w połowie drogi zaczepił mnie Harry.
-Hej! Karina. Co zrobić gdy dziewczyna, z którą spałem jest w ciąży?
-Że co?! Kto jest w ciąży?!
-Eee.. No wiesz..-zaczerpnął powietrza-Kylie i jej mama mi mega groziła.
Zamiast mu współczuć wybuchnęłam śmiechem.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał poważnie.
-Kto ci kazałam pieprzyć się z Kylie bez gumek?
-Ona pękła!-gestykulował.
Jego słowa i ruchy wywołały kolejną falę śmiechu.
-Tobie coś powiedzieć-jęknął i wyminął mnie.
-Ej Harry!
Odwrócił się.
-Czego?!
Uśmiechnęłam się.
-Pogadaj z Kris i Kylie. Może od razu cię nie zabiją.
-Jasne. Dzięki za RADĘ.
Pokazałam mu kciuk i podeszłam do drzwi kajuty Hemmo. Zapukałam. Trochę minęło zanim je otworzył. Stał przede mną w spodniach i z telefonem przy uchu.
-Hej, mogę wejść-uśmiechnęłam się nie śmiało.
-Emm.. Jasne.
Otworzył szerzej drzwi żebym mogła wejść. Usiadłam na łóżku i czekałam aż skończy rozmawiać. Gdy to zrobił rzucił telefon na łóżko, a ja złapała go w locie żeby nie dostać nim w głowę.
-Stało się coś?
Spojrzał na mnie.
-Nie, a powinno?
-Niee.. Po prostu wyglądasz na poddenerwowanego.
-Zdaje ci się-uśmiechnął się-Która?
Powiedział pokazując mi dwie niemal identyczne koszulki.
-One różnią się czymś? Czymkolwiek?
Spojrzał na nie.
-Ta ma plamę od sosu, a ta nie.
Przyłożyłam rękę do czoła.
-Tak. To wielka różnica.
Wstałam.
-Ale mimo wszystko chyba ubierzesz tą czystą?
-Tak. To dobry pomysł.
-Czyli gdyby tu nie przyszła ubrałbyś tą brudną?
-Pewnie tak-powiedział ubierając bluzkę.
Wzięłam tą brudną i włożyłam do kosza.
-Kto dzwonił?
-Mama.
Kiwnęłam głową. Udzielił szybkiej i krótkiej odpowiedzi, więc wywnioskowałam, że lepiej nie zadawać kolejnych pytań.
-Masz koc?-zapytał zakładając czapkę.
-Tak. Ochroniarz mi przyniósł.
-Zbieramy się na pokładzie-oznajmił Cal wpadając do pokoju.
-Jasne, już idziemy.
Luke wziął koc, telefon i wyszliśmy na korytarz.
-Poczekaj skocze jeszcze do siebie.
Kiwnął tylko głową, a ja poszła do siebie. Najwyraźniej cały czas był na mnie zły. Przeprosiłam go za Ash'a i wgl.. Westchnęłam. Kolesie są czasem nie do ogarnięcia. Wzięłam koc i wróciłam do blondyna. W ciszy dołączyliśmy do reszty. Gdy cumowaliśmy kucharz przyniósł kiełbaski, papierowe talerzyki i kubki. Zeszliśmy na ląd.
-Tylko nic nie podpalcie!-zawołał za nami kapitan.
Wszyscy wybuchnęli gorzki śmiechem.
-Nie żartuję. Te drzewa są pod ochroną-dodał z powagą.
-A ktoś tu jest oprócz nas?-zapytałam.
Podrapał się po głowie.
-Chyba nie.. Chociaż może pojawić się leśniczy, który dba o porządek lasu i wyspy.
-Czylii.. Mamy się go spodziewać tutaj w nocy?-dopytała Viola.
-Możliwe-uśmiechnął się i odszedł.
Spojrzałam na pozostałych.
-Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam się lekko bać-oznajmiła Kendall.
-Nie ma się czego bać-powiedziałam-To pewnie jakiś obłąkany koleś, który będzie chciał nam odrąbać głowy.
-Karina!-skarciła mnie Viola.
-No co?-zaśmiałam się.
Pokręciła głową. Gdy chłopcy pomagali ochroniarzom rozpalić ognisko i poukładać w okół niego pnie drzew żebyśmy mogli usiąść podeszłam do Kylie.
-To prawda o tej ciąży?
-Zajebisty pomysł c'nie??-uśmiechnęła się szeroko.
-Czyli to nie prawda??
-Cicho! Bo jeszcze usłyszy!
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
-Sama bym tego lepiej nie wymyśliła-położyłem dłoń na jej ramieniu-Jestem z ciebie dumna.
-Ja z siebie też-udała, że wyciera łzę.
Zaczęłyśmy się śmiać. Podszedł od nas Michael.
-Choć zobaczyć zachód słońca-złapał mnie za dłoń.
Miał rację. Słońce właśnie zachodziło. Jarzyło się pomarańczowo żółtym światłem, które oślepiało nas. Woda przybrała ciemną barwę, a chmury różową. Przyłożyłam dłoń do czoła. Mikey objął mnie ramieniem. Zrobiło się ciemno. Kula światła zaszła za horyzont. Ciszy szelest kazała nam odwrócić się.
-No! W końcu się wam udało!-powiedział z bananem na twarzy Michael.
Ashton, Cal, Niall i Zayn stanęli w bohaterskich pozach. Nałożyliśmy kiełbaski na odpowiedni sprzęt i stanęliśmy w okół ogniska. W między czasie kucharz przyniósł nam termosy z kakaem i herbatą.
-Jak wam idzie?-zapytał.
-Chyba już będą dobre-odpowiedziała Violetta.
Zdjęliśmy kiełbaski i położyliśmy je na talerzach. Polałam swoją ketchupem i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam miałam cały poparzony język i usta w sosie.
-Ej, a jak wy się w ogóle poznałyście??-zwrócił się Liam do Violetty.
-Że ja i Karina?-spojrzała na mnie.
Kiwnął głową.
-No to ten.. No wiesz..-jąkała-Karina zacznij!
Zaśmiałam się.
-No wiecie.. Miałyśmy w tedy po 5 lat. Ja byłam oczkiem w głowie kolegów taty-poruszyłam brwiami-Aż pewnego dnia do drużyny dołączył Ronaldo, a razem z nim Viola..
-Nie przepadałyśmy za sobą-wtrąciła się Viola-Rywalizowałyśmy ze sobą praktycznie o wszystko.
-A jeszcze większym ciosem było to, gdy dowiedziałam się, że ma zostać moją sąsiadką-dodałam.
-Ale jednak przyjaźnicie się-zauważył Calum.
-Z tym początkiem przyjaźni było dość zabawnie-powiedziała Viola.
-Rozbiłam jeden z ważniejszych pucharów-zaczęłam-A, że ona przechodziła obok zawołałam ją i uciekłam. Nie źle się jej w tedy dostało-mówiłam przez śmiech.
-A zaczęłyśmy przyjaźnić się w 'kozie', w przedszkolu.
-Koza w przedszkolu?!
-Miałyśmy wredną nauczycielkę.
-A dlaczego zostałyście w kozie?-dopytywali.
-Jeden z chłopców w naszej grupie dokuczał mi, bo jego ojciec kibicował Manchester'owi United'owi-powiedziała moja przyjaciółka.
-A, że mnie to już nudziło to go pobiłam-dodałam zadowolona.
-Pobiłaś??-spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
-Tak. Do tej pory się do mnie nie odzywa. Chyba nawet wyjechał z kraju i zmienił pochodzenie.
-A pamiętasz jego minę gdy kopnęłam go w jaja?!-zawołała Viola.
Zaczęliśmy się śmiać. Gdy nasze krzyki trochę ucichły powiedziałam:
-Za dużo krwi było żeby mogła zobaczyć jego twarz.
Kolejna fala głośnego i niepohamowanego śmiechu.
-Ej!-przerwał Liam-Przedszkolak pobił innego przedszkolaka do krwi?! To nie jest normalne!
-Jestem wyjątkowa-wzruszyłam ramionami.
-I wyjątkowo skromna-dodał Mikey.
Zaczęliśmy piec pianki. Około godziny 10 chłopakom zachciało się spaceru po lesie. Żadna z nas nie chciała tego robić, więc poszli sami.
Spojrzałam na zegarek w telefonie.
-Nie ma ich ponad pół godziny.
-Może się zgubili.
-Ja tam nie wchodzę-oznajmiła Kylie wstając.
Owinęła sie ciaśniej kocem. Spojrzałam na Violę.
-Musimy tam iść-też wstała-A jak coś im się stało?
Nałożyłam koc na głowę, wzięłam latarkę. Włączoną pionowo uniosłam pod brodę i powiedziałam:
-To idziemyy!
Viola kiwnęła głową.
-My też idziemy!-odezwała się Perrie.
Sophie kiwnęła głową.
-A wy?-zapytałam Kendall i Kylie.
-Nie.
-Skoro zostajecie to zabierzcie to wszystko na statek i powiedzcie ochroniarzom żeby zgasili ognisko-dodała i poszłyśmy w las.
Przed dłuższy czas szliśmy w ciszy, nasłuchując.W pewnej chwili zatrzymałam się i przyjrzałam czarnemu kształtowi przed nami.
-Czy tam nie stoi..
-To Zayn!-zawołała Perrie.
Cicho podeszłyśmy do niego.
-Co ty tutaj robisz??-zapytała blondynka.
Spojrzał na nas. Jego wzrok był rozmyty i nie patrzał na nas.
-Bawimy sie w chowanego. Teraz szuka Harry.
Westchnęłam zażenowana. Dorośli kolesie. Kompletnie pijani.. BAWIĄ SIĘ W CHOWANEGO! W środku nocy na jakiejś pustej wyspie nawiedzonej przez leśniczego!
-Czyli reszta też się pochowała??-zapytała Viola.
-No chyba raczej tak-odparł.
Pokręciłam głową.
-Perrie idź odprowadź go na statek-powiedziałam-Ty Sophie jeżeli chcesz też idź.
-Nie, zostanę. Może się jeszcze na coś przydam.
Perrie pomogła wstać chłopakowi i poszła z nim w stronę brzegu. Szliśmy dalej. Nikogo nie było widać.
-Może zadzwonimy do nich?-zaproponowała Viola.
-I tak nie odbiorą-oznajmiła Sophie.
-Ale będziemy słyszeć melodię!
Szybko wyjęłam telefon.
-Viola!
-Co?
-To najgłupszy pomysł na świecie!
-Czemu?!
-Jesteśmy na bezludnej wyspie. TU NIE MA ZASIĘGU!!
Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła.
-No tak.. Zapomniała..
Poświeciłam jej latarką po twarzy.
-Głupia.
Szłyśmy dalej. Czas jakby się zatrzymał. Miałam wrażenie, że drzewa obok których przechodziłyśmy powtarzają się. Chodźmy w kółko! A może mi się tylko zdaje..? Rozejrzałam się.
-Idzie dostać klaustrofobii..
Księżyc zasłoniły chmury. Zrobiło się naprawdę ciemno..
-Ej słyszałyście to?-zapytałam.
Spojrzały na mnie przestraszone.
-Gdzie?
-No tam-poświeciłam latarką.
Sophie przytuliła się do Violi.
-O! Znowu to!
-Tak.. Tez to usłyszałam..
-Może to ten leśniczy-panikowała Sophie.
Odwróciłam się do nich plecami.
-Chodźmy, może mi się tylko przywidziało.. Szczerze wątpię, ale tracimy czas-na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Dziewczyny szły kurczowo do siebie przytulone. Pokręciłam głową. Jakież one są naiwne... Niech żyje mój umysł szaleńca!
-Chyba znowu to słyszałam-zapiszczała.
Stanęłam i nasłuchiwałam.
-Zdawało ci się..
Cisza.
-Karina..-zaczęła Viola.
-Coo?
Palcem wskazała punkt za moimi plecami. Westchnęłam ciężko i powoli odwróciłam się. Mój krzyk wzniósł się na wyżyny. Krzyczałam jak mała dziewczynka. Dosłownie.
-Co wy tu robicie?!-zapytał mężczyzna.
W tym momencie cała Brazylia, jak nie lepiej.. Usłyszałam nasz krzyk. Darłyśmy się jak opętane. Zaczęłyśmy biec. Wpadłyśmy na plażę. Zatrzymałyśmy się gdy woda zaczęła zalewać nam twarze.
-Viola!
-Jestem!
-Sophie?
-Też!
Usiadłyśmy na piasku.
-Boże..-położyłam się.
-To.. To był.. Leśniczy??
Wyplułam resztki wody.
-Najwyraźniej.
-Spotkałyśmy Zayn'a i tego kolesia, ale gdzie jest reszta!!
Głośny śmiech przykuł naszą uwagę. Odwróciłyśmy głowy w lewą stronę.
-Michael..-westchnęłam.
Chłopak biegł przez plaże bez spodni i butów wymachując rękoma.
-Jestem sexy!
Dziewczyny spojrzały na mnie. Pokręciłam głową.
-Michael!!-wstałam.
Zatrzymał się.
-O! Karina!-złapał mnie za ręce i zaczął biegać w koło.
-Michael przestań!
-Czemu?
-Jest noc! Powinniśmy być na statku. Nie długo wracamy!
Przekrzywił głowę.
-Wracajmy.
-Dobrze mamo-złączył nasze dłonie.
-Oj nie chciej żeby twoja mama sie o tym dowiedziała..
-Co wy do cholery jasnej robicie?!-krzyczała Viola.
-Zaczyna się..-mruknęłam.
-Czy wy sobie w ogóle wyobrażacie przez co my przechodziłyśmy?! Łaziłyśmy po tym cholernym lesie jak te ostatnie idiotki! Spotkałyśmy leśniczego! A wy bawiliście sie w te.. Te.. Dziecinne gry!-przerwała aby wziąć oddech-I gdzie wy macie ubrania?!
Spojrzałam na chłopaków. Fakt. Nie mieli części garderoby.
-Gdzie masz spodnie?-zapytałam Mikey'a.
-Podarły się więc je zdjąłem.
-Mądrze.
Pokiwał głową z uśmiechem.
-Ej Viola-przerwałam jej.
-CO?!
-Daj spokój. Pokrzyczysz na nich jak wytrzeźwieją.
Pogardliwie popatrzała na chłopaków i zaczęła iść w stronę jachtu.
-Wracajmy-powiedziałam.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz