Urodziny Kariny udały się. Tort był nieziemski. Wróciliśmy do domu. Wzięłam prysznic i poszłam spać.
Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Przeciągnęłam się, poprawiłam kołdrę i ułożyłam lepiej poduszkę pod głową. Rozmyślałam. O Karinie, o Luke, Michaelu, Ashtonie, Zaynie, Liamie, Harrym, Lou, a zwłaszcza o sobie, Niallu i Calumie. Czułam coś do nich obydwu, ale będę musiała wybrać. Słodki Irlandczyk czy uroczy Australijczyk ze szkocko-nowo zelandzkim pochodzeniem. Westchnęłam. Usiadłam. Sięgnęłam z szafki butelkę wody i napiłam się. Poszłam do łazienki. Umyłam się, zrobiłam lekki makijaż. Wyprostowałam włosy. Weszłam do garderoby. Już miałam sięgnąć sobie jakieś ciuchy gdy zadzwonił mój telefon.
-Czego chcesz?
-Przyjdź do mnie. Muszę z kimś pogadać-powiedziała Karina.
-Okay, już ide.
Rozłączyłam się. Szybko ubrałam się w to:
Wzięłam telefon i pobiegłam do Kariny. Otworzyłam po cichu drzwi. Dziewczyna siedziała na stole w kuchni i jadła banana. Była ubrana w to:
-Co się stało??-usiadłam na krześle na przeciw niej-I co ty tutaj robisz o 9 rano?! Normalnie to jest dla ciebie środek nocy!
Westchnęła i wrzuciła skórkę od banana do śmietnika.
-Cicho bo ich obudzisz.
Zeskoczyła ze stołu.
-Bezpieczniej będzie jak się przejdziemy.
-Ok. Jak wolisz.
Szłyśmy w stronę parku.
-To dowiem się co się dzieje?
Usiadłyśmy przy fontannie.
-Nie wiem od czego zacząć..
-To może od początku?
-Ehh.. Zaczęła się na ich koncercie.. Nie mówiłam ci tego wcześniej, bo nie chciałam robić plotek i takich tam..
-Może przejdziesz do sedna?!
-Wczoraj za nim wyszliśmy do restauracji gdy szłam do domu się przygotować poszedł za mną Luke. Gdy byłam ubrana i wgl usiedliśmy na łóżku i on się tak jakoś dziwnie blisko mnie siedział. Jestem pewna, że gdyby nie to, że do pokoju wpadli chłopaki do czegoś by doszło-spojrzałam na mnie.
Już chciałam coś powiedzieć, ale powstrzymała mnie.
-To nie koniec..-westchnęła-Po powrocie do domu wieczorem rozpoczęłam z Michaelem wojne na poduszki. I w pewnym momencie ktoś wziął mnie za ręce i poszedł ze mną do mojego pokoju. Byłam pewna, że to Mikey, ale nie! To był Ash?!
-ASH?! Pierw Luke, a potem on?
-Noo!
Zamyśliłam się.
-Nie wiem co robić..
-Jest źle.. Skoro ty nie wiesz co robić to można spodziewać się najgorszego!
Westchnęła zażenowana.
-Może podobasz się im..
-Co?!
-No co? Tak sobie pomyślałam..
Nagle na jej twarzy pojawił się wielki banan.
-To może ty, opowiesz mi o sobie, Niallu i Calumie?-poruszyła brwiami.
-Między nami nic nie ma.
-Jasne.. Widziałam jak się lizałaś z Niallem-zaczęła się śmiać.
-Skąd..-powiedziałam zanim zdążyłam się powstrzymać.
-Wiedziałam!! Hahaaha!
-Przestań!
-Zobaczymy co będzie dziś jak pójdziemy do PRAWDZIWEGO klubu na urodziny Luke'a.
-Masz dla niego prezent?-próbowałam zmienić temat.
-Nie rozpakowałam jeszcze swoich, a ty mi wyjeżdżasz czy mam dla niego prezent. Jasne, że mam-znowu zaczęła się śmiać.
Czasem nie mogę jej zrozumieć. W pewnej chwili jest smutna, a w następnej wesoła i śmieje się w najlepsze.
-A co mu kupiłaś?
-Wielkiego misia i nasze zdjęcie z koncertu oprawione z ramkę i kawałkiem tekstu piosenki.
-Czyli rozumiem, że na ramce jest napisany tekst piosenki?
-Tak.
-Jakiej?
-Aerosmith-I don't want to miss a thing.
-Masz pełno piosenek tego zespołu-powiedziałam-A jaki cytat wybrałaś?
-I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall a sleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't want to miss a thing-zanuciła część refrenu.
-Mmm.. Nie za bardzo romantycznie??
-Myślę, że zrozumie, że nie mam nic takiego na myśli. Jesteśmy przyjaciółmi..
-Ale przyznaj. Podoba ci się.
Spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
-Słuchaj-wciągnęła powietrze-Wszyscy są słodcy. 1D i 5SOS. Byłam z Lou co okazała się małym błędem. TERAZ nie oficjalnie dla świata jestem z Neymarem, więc nie rozumiem o co ci chodzi.
-Bo mam przeczucie, że coś jest nie tak, ale to tylko przeczucie.
-Po ostatnim razie nie ufam twoim przeczuciom.
-No tak..
Zawiał zimny wiatr.
-Wracamy? Pewnie się o nas martwią.
-Spoko.
Wstałyśmy i poszłyśmy szybko w stronę domu. Poszłyśmy do niej. Chłopaków nie było w salonie.
-Pewnie są u mnie.
-Możliwe.
Zrobiła nam kawy z piankami. Poszłyśmy usiąść do salonu. Włączyłam telewizor. Nie leciało nic ciekawego, więc włączyłam jakiś kanał muzyczny.
-Ej to oni!-powiedziałam.
-Hymm..
-5SOS..
-She looks so perfect-dokończyła.
Zaśmiałam się i zaczęłyśmy śpiewać refren razem z chłopakami.
-Nie źle wam idzie-powiedział Cal schodzą ze schodów.
-Myślałyśmy, że was nie ma.
-Taa.. Ash poszedł do 1D, a Mikey i Lukey śpią.
-Jeszcze?-zapytała zdziwiona Karina-To nawet ja tyle nie śpie.
-Poczekaj jak wyjedziecie z nami w trasę-zaśmiał się siadając obok mnie na kanapie. Był ubrany tylko w czarne bokserki do spania. Przez chwili przyglądałam się jego tatuażom, ale usłyszawszy śmiech Kariny odwróciłam wzrok.
-Co dzisiaj robimy?-zapytał brunet.
-Noo.. Ja i Karina jedziemy pomóc przy ostatecznych dokończeniach związanych ze ślubem.
Pokiwał głową.
-Będę mógł jechać z wami? Oczywiście jeżeli to nie problem.
Nie musiałam patrzeć na nią, a wiedziałam, że na po jej twarzy błądzi szatański uśmiech.
-Jasne-uśmiechnęłam się-A może i Luke będzie miał ochotę z nami jechać?
Mina Kariny zrzedła. Calum spojrzał na nią.
-No właśnie. Pewnie juz nie śpi. Idź do niego. Jest sam, bo spałem z nim w pokoju..
-Okay.. Jasne..-wstała i nie chętnie poszła na górę.
Karina
Z nie chęcią poszłam na górę. Otworzyłam pierwsze drzwi. Pech chciał, że trafiłam do pokoju gdzie spał blondyn. Westchnęłam. Zamknęłam cicho drzwi i podeszłam do jego łóżka. Spał. I to głęboko. 'Trasa wykańcza'-pomyślałam.Usiadłam na łóżku Caluma i patrzałam na niego. W końcu sama siebie skarciłam w myślach, że to nie grzecznie jak się na kogoś gapisz podczas snu. Zarumieniłam się na tą myśl.
-Będziesz siedzieć tam przez cały czas?-usłyszałam głos Luke'a.
Otworzyłam jak szeroko oczy i usta. Blondyn otworzył oczy i uśmiechnął się. Poklepał miejsce obok siebie. Nie chciałam dać mu satysfakcji z tego, że jestem ostro zaskoczona i zdezorientowana. Powoli wstałam i usiadłam obok niego.
-Nie bój się..-szepnął-Nie gryzę..
Położyłam się.
-Pewnie zastanawiasz się po co tu przyszłam?
-Nie. Wiem po co.
Spojrzałam na niego.
-Jak to?
-Przyszłaś tutaj, żeby na mnie popatrzeć, a potem mnie zgwałcić.
-Co?!-prawie krzyknęłam-Spadaj!-klepnęłam go w ramię.
-Okay-udał obrażonego i odwrócił się do mnie plecami zwijając się w kołdrę.
-No hej!
Przewróciłam go z powrotem na plecy i usiadłam na nim okrakiem.
-Nie przyszłam tutaj żeby cię zgwałcić okay?
-Nie wieże ci, ale okay.
Zaczęłam się śmiać.
-Dobra.. Nie ważne.. Przyszłam tutaj, bo jadę z Violą pomóc przy przygotowaniach do ślubu. I wyszło tak, że jedzie z nami Cal i zostałam zmuszona przyjść tutaj i spytać się ciebie czy ty też nie chcesz z nami jechać-powiedziałam jednym tchem.
Przyglądał mi się.
-I, że ja mam się zgodzić?
-Nie musisz jechać..-powiedziałam cicho i spuściłam wzrok.
Usiadł, przez co ja zjechałam w dół. Teraz siedziałam mu między nogami.
-Już się ubieram-powiedział po czym poczułam chłód jego kolczyka na czole.
Wstał. Tak samo jak Calum miał na sobie tylko bokserki. Wyjął z torby czarne rurki, jakąś bluzkę z AC/DC i czarne Vansy. Poszedł do łazienki. Po chwili wrócił ubrany i uczesany. Wziął okulary i telefon.
-Możemy iść.
Wyszliśmy na korytarz i zeszliśmy na dół.
Violetta
Gdy Karina poszła na górę zostałam sama z Calem.
-Lubią się-stwierdził.
-I to bardzo-odwróciłam się do niego-Na pewno chcesz z nami jechać?
-Jasne, czm nie. Będzie się czym chwalić-zaśmiał się.
-Tak!-też się uśmiechnęłam.
Na dół zeszła Karina w towarzystwie blondyna.
-No i zgodził się!-uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
Pokazała mi język.
-Michael jeszcze śpi?-zapytał Luke.
Cal pokiwał głową.
-Co wy na to żeby go obudzić??-Karina poruszyła brwiami.
-Jasne! Chodźcie-poparł ją blondas.
Wstaliśmy z kanapy i poszliśmy do pokoju, w którym spał Mikey. Karina powoli otworzyła drzwi i wsunęłam głowę do środka.
-Śpi.
Weszliśmy. Wskoczyliśmy na łóżko i zaczęliśmy po nim skakać.
-Ej, ej!-krzyknął Cal-To poduszki!
-Co?!-krzyknęliśmy razem.
-No cześć-powiedział Michael wychodząc z łazienki.
Spojrzeliśmy na niego.
-No co?
-Nic Mikey-powiedziała Karina i usiadła na łóżko.
-Gdzieś się wybieracie. We czwórkę..-poruszył brwiami.
-Spadaj-powiedziała rzucając w niego poduszką.
-Nie rób, bo mi ręcznik spadnie!-zawołał.
Zaczęliśmy się śmiać. Zdenerwowany Mikey wziął swoje ciuchy i poszedł do łazienki. Po chwili wyszedł z niej w bokserkach.
-Zapomniałem butów.
Pokręciłam głową.
-Niczego nie zapomniałeś?-zapytała gdy wyszedł.
-Nie-powiedział ubierając czapkę.
Do pokoju wszedł Niall.
-Wiedziałem, że was tu znajdę.
Spojrzeliśmy na niego.
-Stało się coś?-podeszłam do niego.
-Nie, po porostu nie przychodziliście, więc postanowiłem zobaczyć co u was.
-Noo.. My jedziemy do Lizbony pomóc przy ślubie. Chcesz jechać z nami?
Niall spojrzał na pozostałych.
-Jasne , czemu nie!
Uśmiechnęłam się.
-Ok. To ja idę na chwilę do siebie po kluczyki od auta i spotykamy się przed moim domem.
Pokiwali głowami. Wyszłam z domu Kariny i pobiegłam do siebie. Szybko wzięłam kluczyki i poszłam po samochód. Po chwili przyszli. Niall usiadł obok mnie. Karina, Luke i Cal usiedli po środku.
-Ja nie będę siedział z tyłu-powiedział Michael i położył sie na nich.
-Uhh..!-jęknęła moja przyjaciółka-Mikey złaź!
-Nie będę siedział sam z tyłu!
-To usiądę z tobą!
-Ok!-od razu się rozchmurzył.
Wstał i poszedł od tyłu. Po chwili dołączyła do niego brunetka.
-Możemy jechać-powiedziała.
Ruszyłam. Podróż trwała ok. 2 godzin. Dojechaliśmy do domu babci. Zaparkowałam. Wyszliśmy i poszliśmy do frontowych drzwi domu. Otworzyłam je.
-Halooo! Jesteśmy!
-O! Viola!-powiedziała babcia wychodząc z kuchni-I masz ze sobą przyjaciół!
-Cześć babciu-przytuliłam ją.
-Przyjechaliście pomóc?-zapytała przytulając Karinę.
-Tak-odpowiedziała.
-Zajmijcie się końmi. Potem tort i dekoracje do udekorowania pałacu.
Kiwnęliśmy głowami.
-Gdy to zrobicie macie czas wolny.
-Ok. To idziemy do stajen.
Zaprowadziłam ich do największej stajni. Od razu na powitanie wyszedł mi pan Juan.
-Witajcie dziewczyny-przytulił nas-Przyszłyście pomóc?
-Tak-odparłam.
Nagle drzwi stajni otworzyły się jak szeroko i stanął w nich Carlos.
-Kolejnych przyprowadziłaś-powiedział stając na przeciwko Kariny.
Ukucnęła przed nim i wzięła go na ręce.
-Pamiętajcie-pokazał na chłopaków palcem-One są moje.
Spojrzałam na niego.
-Carlos?!
-No cio?
-Nie gadaj głupot!
-Ale to plawda.
Karina patrząc na chłopaków kręciła głową.
-Pamiętam jak kopnął Lou w kostke gdy przytulał Karinę-powiedział Niall.
-Taa..-mruknęła i postawiła chłopaka na ziemi.
Mieliśmy wchodzić do koni gdy zadzwonił mój tata.
-Tak?
-Słuchaj ważna sprawa! Ślub przełożony!
-Co?! Czemu?!
-Irina jest przeziębiona.
-Ojej! Kiedy wyzdrowieje?
-Lekarz daje ok. 3 dni. Mów, że jeżeli nie wyzdrowieje do 19 lipca to będzie ślubować chora.
-Przełożyliście ślub na 19?
-Tak.
-Dobrze. Powiem reszcie. Pa.
-Pa.
Podeszła do reszty.
-Stał się coś?-zapytał Cal.
-Ślub przełożony.
-Czemu?-zapytała Karina.
-Irina jest chora.
-Oo! To aż taka nie duża strata-powiedziała machając ręką.
-Nie przepadają za sobą?-zapytał mnie Luke.
-Delikatnie mówiąc to nie.
Pokiwał głową i spojrzał na Kariną, która właśnie wyprowadzała konia z boksu.
-Hades jest mój!-krzyknęła.
Zaśmiałam się.
-Od Posejdona won!
Wyprowadziłam konia z boksu i podeszła do Kariny, która szczotkowała Hadesa. Mój i jej koń byli braćmi choć nie byli do siebie podobni. Posejdon był biały i miał (rzadko spotykane) niebieskie oczy. Tak jak jego matka -Hera. Jego ogon i grzywa w słońcu były lekko niebieskie, ponieważ gdy byłam mała pofarbowałam mu je. Koń Kariny był czarny. Bardzo czarny. Jego oczy były ciemne jak węgiel, tak jak ojca -Zeusa. Założyłam mu siodło i lejce. Wyprowadziłam do na wybieg. Puściłam go wolno i zamknęłam furtkę, ponieważ Karina była pogrążona w rozmowie z Lukiem.
-Nie zabij się-powiedział Mikey.
-Postaram się.
Wskoczyłam na konia. Po chwili dołączyła do mnie moja przyjaciółka.
-Co chciał Luke?-zapytałam gdy potruchtała do mnie.
-Chciał o czymś pogadać, ale chyba w ostatniej chwili się rozmyślił-wzruszyła ramionami i zaczęła zataczać wokół mnie koła.
-Może chciał cię zaprosić na wesele.
Spojrzała na mnie.
-Pal licho-machnęła ręką i popędziła konia do galopu.
Poszłam w jej ślady. Karina bardzo dobrze jeździła konno. Za każdym razem jak ją widzę w siodle dziwię się czemu nie chce startować w zawodach, tak jak ja.
-Chcecie pojeździć?-zapytała chłopaków.
-Nie, wolimy popatrzeć-odparł Niall.
-Jak chcecie.
Jeździłyśmy ok. pół godziny. Zaprowadziłyśmy konie koło stajni i przywiązałyśmy je do płotu. Ściągnęłyśmy z nich siodła. Karina wzięła wąż z wodą i ochlapała konie. Ja nalałam wody do wiader i postawiłam koło niej.
-A szczotki?-zapytała.
-Już podaje-zawołał syn pana Juana, Andres.
Uśmiechnęłam się do brunetki. Poruszyła brwiami. Gdy chłopak podszedł do niej ze szczotką udała, że się potknęła i wpadła prosto w jego ramiona.
-Oh! Przepraszam!
-Nic się nie stało-powiedział cały czas trzymając ją.
Puścił ją dopiero gdy zniecierpliwiony Luke chrząknął.
-Szczotka-powiedział podając ją jej.
-Dzięki-uśmiechnęła się.
Zaczęła szczotkować konia. Gdy Andres odszedł nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać, a ja razem z nią. Hades i Posejdon spojrzeli się na nas.
-Świruska-powiedziałam przez śmiech.
Gdy szczotkowałam zwierzęciu grzywę podszedł do mnie Niall.
-Zmiana planów, też chce popatatajać na koniu.
Spojrzałam na niego.
-Pewnie. Zaraz znajdziemy ci konia.
-To ja też chce!-krzyknął Mikey.
We czwórkę weszliśmy do stajni.
-Może jakieś panie dla nich weźmiemy-powiedziałam do Kariny.
-Tak chyba będzie bezpieczniej.
-O wiele.
Poszliśmy do stajni z klaczami.
-Niallowi wezmę Herę-oznajmiłam.
-A ja dla Michaela , Bella Mafie.
-Co?! Ona go zniszczy-zaśmiałam się.
-Chyba nie jest aż taka zła co?-zapytał cicho.
-Nie. Jest gorsza.
Podeszła do boksu Bagatelli.
-Co ty na nią?-zwróciła się do mnie.
-Lepiej.
Wyprowadziłyśmy klacze na zewnątrz. Podałam Niallowi szczotkę.
-I co ja mam z tym zrobić?
-Masz TYM wyszczotkować konia-złapałam go za rękę-Stań tutaj i .. Szczotkuj.
Stanął w moim miejscu.
-Nie tak mocno!-krzyknął Karina.
-To za trudne- zawołał Mikey.
-Nie przesadzaj.
Luke i Calum płakali ze śmiechu. Nagle znowu usłyszałam krzyk. Tym razem Michaela.
-Ten koń je moje włosy!
Tym razem wszyscy leliśmy z niego.
-Twoje włosy są zielone, więc co się dziwisz.
-To nie dla mnie-powiedział i rzucił szczotkę Lukowi.
Spojrzał na nią dziwnie. Wzruszył ramionami i podszedł do brunetki. Gdy konie były czyste założyliśmy im sprzęt i weszliśmy do zagrody.
-Lewa noga w strzemię-tłumaczyła Karina-Teraz odbij się prawą i przeskocz konia. Potem włóż prawą nogę do drugiego strzemienia.
Luke i Niall wykonali tą czynność.
-I co? To tyle?-zapytał niższy blondyn.
-Noo.. Na waszym poziomie to koniec-powiedziałam.
Przyczepiłam linę do ogłowia i zaczęłam prowadzić konia. Po jakimś czasie zauważyłam, że Michael gdzieś poszedł. Nagle zjawił się i oznajmił.
-Zara wpadnie tu reszta.
-Jasne!
Chłopaki zsiedli z koni i oddaliśmy je pod opiekę stajennych. Poszliśmy do domu. Chłopaki już tam byli.
-Hej-przywitaliśmy się.
Ash przytulił Karinę.
-Obiad!-zawołała babcia z jadali. Umyliśmy ręce i poszliśmy jeść. Po posiłku poszliśmy do ogrodu. Ja, Niall, Calum, Harry i Zayn siedzieliśmy na huśtawce, a reszta na trawie naprzeciw nas.
-Dzwonił menadżer-oznajmił Ashton-Za parę godzin mamy zjawić się na lotnisku. Jedziemy do Anglii.
-A na wesele zdążycie?-zapytała Karina.
-To będzie trwała tylko dwa dni-uspokoił ją Mikey.
-Czyli będziecie-dopytałam.
-Postaramy się zdążyć.
-Zrobimy wielkie wejście!
Zaśmialiśmy się. Karina oparła się o Luke'a. Pogładził jej włosy.
-Za ile wyjeżdżacie?-zapytałam.
-Za ok. 2 godziny-powiedział Ash.
Nagle zaczęło padać. Szybko uciekliśmy do domu.
-Idźcie się przebrać-powiedziała babci.
Rozejrzałam się po salonie. Stały tu torby chłopaków. Wyjmowali sobie właśnie ciuchy. Ja i Karina poszłyśmy do mojego pokoju u babci. Zostały tu parę naszych rzeczy po ostatniej wizycie. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Ubrałam się w to:
(bez kurtki)
A Karina w to:
Włosy związała w koka i założyła bandamke. Do pokoju wszedł Ashton.
-Kapelusz czy czapka?
Spojrzałyśmy na niego. Karina podeszła do niego.
-Kapelusz-powiedziała i założyła mu go na głowę.
-Możemy pogadać? Sami..-spojrzał na mnie.
-Oh! Jasne, już spadam.
Wzięłam telefon i zeszłam na dół.
-Gdzie Karina?-spytał Mikey.
-Gada z Ashem.
Luke spojrzał na mnie. Weszłam do kuchni i nalałam sobie soku. Do pomieszczenia wszedł Calum.
-Co jest Cal?
-Noo.. Chciałem się zapytać.. Czy.. Poszłabyś ze mną na wesele?-spojrzał niepewnie na mnie.
Postawiłam szklankę i podeszłam do niego.
-Słuchaj Calum.. Dziękuję, że sie zapytałeś, ale..
-Idziesz z Niallem?
-CO?! Nie. Nie ide z nikim. Nawet jeżeli też sie zapyta, odmówię.
Uśmiechnął się blado. Przytuliłam go.
-Chodźmy do reszty.
Wyszliśmy z kuchni. Karina i Ashton byli już na dole. Michael spojrzał na telefon.
-Zara musimy jechać-oznajmił.
-Odwieziemy was-powiedziałam.
-Ale jak?-zapytał Liam.
-Babcia ma busa. Pojedziemy nim.
Pokiwali głowami.
-No to się zwijamy-powiedział Zayn.
-Gdzie Lou?-zapytał Harry.
-Będzie czekał na lotnisku-wyjaśnił Niall.
Wzięli swoje torby i poszliśmy do busa. Po 20 minutach dojechaliśmy na lotnisko. Pożegnałyśmy się z chłopakami. Poszli na odprawę. Pomachałyśmy im ostatni raz i wróciłyśmy samochodu.
-Robi się coraz gorzej-oznajmiła Karina.
-Czemu?
-W tedy gdy do pokoju wszedł Ash i chciał pogadać, zapytał się czy chce iść z nim na wesele.. Ehh.. I z tego względu, że Luke się mnie o to nie pytał.. zgodziłam się.. A teraz gdy jechaliśmy na lotnisko tutaj w samochodzie zapytał się!
-A ty na to?
Spuściła wzrok.
-Odmówiłam..
Westchnęłam.
-Ja też odmówiłam Calowi..
-Czyli idziesz z Niallem?
-Nie, jemu też odmówię.
Powoli kiwnęła głową.
-Mam wrażenie, że oni rywalizują-powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
-Ash i Luke.
-No.
-Bo może tak jest.
-Wątpie. To przyjaciele. Są dla siebie jak bracia.
Dojechałyśmy do domu.
-Zostajemy tu?-zapytałam.
-Tak. Nie będziemy musiały jeździć.
Zjadłyśmy kolacje i poszłyśmy spać.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz